piątek, 25 grudnia 2009

Papillon

Jeżeli ktokolwiek zaśmiał się czytając ten blog z lekką nutą irytacji, będę skory dać mu jeszcze jeden przeŚWIETLNY powód. Zabieram się za napisanie noweli. Tak, tak też uważam że to jedna z najbardziej szurniętych idei jaka do tej pory zawładnęła moim umysłem od czasów zakupienia hulajnogi. Sprawa może wydawać się szlachetnie banalna, ale sądzę że wyzwanie wcale nie jest tak błache jak moze się zdawać, gdyż poprzeczkę stawiam dość wysoko. Przynajmniej na miarę swoich możliwości które do tej pory ograniczały się do pisania piosenek (w tym głównie chciałbym uściślić że mowa o tych nie wydanych na potrzeby zespołu The Groupies, lecz tych bardziej przemyślanych i jak sądzę dojrzalszych, schowanych do szuflady). W tym miejscu chciałbym podziękować kilku osobom którym ów pomysł przedstawiłem, wraz z przybliżeniem pomysłu na fabułę swej powieści, a którzy to doradzili mi abym koniecznie spróbował. Dzięki Grzesiu, Ago, Karolino i Rutko za wsparcie, pomoc, ideę pomysłową i impuls do działania! Na pewno będziecie jednymi z pierwszych recenzentów :) Prawdopodobnie też pierwszymi i ostatnimi gdyż chcę to po prostu zrobić dla siebie i dla samej frajdy pisania. Ot taki egocentryczny egoistyczny gest, będący jednocześnie postanowieniem noworocznym.

      PAPILLON      

Tytuł bez zbędnej patologicznej gloryfikacji, ani sekretności ujawniam wraz z jego banalnym pochodzeniem. Inspiracją stała się podróż podczas jednego z weekendowych powrotów do zacnego Pińczowa z studenckiego miasta Kraków. Wąska ciemna droga gdzieś na 50 km wojewódzkiej 776, otoczona wysokimi iglakami, stary ogór PKS, długie światła z hipnotyzujacym odbiciem w przydrożnych kałużach, pierwsze siedzenie obok kierowcy, zapach stęchłego pojazdu i dźwięki piosenki Papillon zespołu Editors.

środa, 2 grudnia 2009

Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach


No i stało się... Nie sądziłem że nadejdzie taki moment kiedy będę pisał o sprawach nie tylko aktualnych ale też o tych które gdzieś tam kiedyś jakoś po coś sobie były, a mają charakterystyczny wpływ na to co jest!
A mianowicie chciałbym napisać o czymś co zawsze podskórnie siedziało mi na karku i pomiędzy kręgami kręgosłupa. Mowa o zawsze fenomenalnym i zawsze oddziałującym dobitnie przekazie Panów z Kombajnu. A ściślej Panów z kapeli której zagorzałym fanem pozostałem od chwili usłyszenia pierwszych ich dźwięków. Kombajn do zbierania kur po wioskach - pod tym dźwięcznym, powierzchniowo skomplikowanym i zawiłym tytułem kryje się wnętrze ludzi bardzo popierdolonych. Popierdolonych w najbardziej pozytywnym wymiarze tego słowa. Teksty, muzyka i ogrom emocji jaki można doświadczyć dzięki usługom tych chłopaków to coś czego opisać nie będę w stanie, aczkolwiek spróbuje. Choć wszelkie próby będą tu i tak niewystarczające, niesycące i nieadekwatne do talentu Kombajnu to jednak warto o takich zespołach mówić, jeśli nie krzyczeć!
Tak oto i jest grupa ciekawych ludzi którzy zaczęli swoją przygodę w psychiatryku, na odwykowej terapii która zaczęła się początkiem całej przygody. Jak to mój imiennik Marcin Zagański (wokalista KDZKPW) powiedział w jednym z wywiadów: "ideała była taka aby zamienić niektóre substancje chemiczne na dźwięki". I chyba był to najtrafniejszy krok w życiu Marcina i całej załogi Kombajnu, gdyż dla wielu osób poszukujących emocji w muzyce przejawiających swój udział w tej dziedzinie sztuki w sposób bierny to nie była "jakaś tam płyta", albo "jakieś doznanie". Ja sam osobiście słysząc pierwszy raz słynne "POŁĄCZENIA" sam zamknięty w pokoju z tą przestrzenią dzikich dźwięków miałem ochotę fruwać,krzyczeć, płakać, bić przytulać, być ścianą podłogą i jednocześnie przestrzenią pomiędzy każdym atomem pierdolonego gipsu pomiędzy tymi elementami! To było doznanie które mógłbym porównać (a raczej tylko wyobrażać sobie) z stanem gdyby w moich żyłach zamiast krwi przetaczała się nadludzka dawka heroiny, ecstasy, LSD, amfetaminy i wszelkiej maści gówna dostępnego na rynku dilerskim! To było po prostu odejście od zmysłów!!!! Końce palców ledwo powstrzymywane przez resztę ciała wybijały...